Wybiła godzina 23.00 nadeszła ta piękna chwila, w której Tytani
buntują się nienormalnej władzy odwalając jakąś dziką akcję. Tym razem jest akcja
z bombą, więc dokładnie musiałem obmyślić każdy punkt mojego, misternie
utkanego planu, by nie wydarzył się żaden wypadek. Zazwyczaj nie biorę udziału
w rozbojach, moim zadaniem jest raczej planowanie ich, ale cóż przyjemności nie
można sobie odmawiać, wystarczy zmienić styl ubioru i już jestem nie do
poznania. W takich chwilach Marcus Stone odchodzi głęboko w niepamięć i jest
przygnieciony prawdziwym mną, Nickiem Walterem.
Jak zazwyczaj wyznaczone osoby zajmują się poszczególnymi
rzeczami, nikt nie ma prawa marudzić, na
szczęście żaden z moich ludzi nie ma problemu z dyscypliną i spokojnie można
każdemu zaufać. Gdy byłem na miejscu spotkałem tam już naszykowane materiały
wybuchowe, naszych dwóch saperów i wspomnianą medyczkę. Zawsze przygotowani jesteśmy
na najgorsze, więc w razie nieudanej akcji nie mamy najmniejszego problemu z
ucieczką. Nie zwlekając zaczęliśmy przygotowywać się do rozpoczęcia akcji.
***
Po 30 minutach walki z nieposłusznym ładunkiem wszystko było
gotowe, jednak jak to w zwyczaju Tytanów bywa, musimy sprawdzić czy budynek
jest pusty, bo niby jesteśmy przestępcami, ale mamy sumienie jak każdy inny
człowiek i nie mamy zamiaru zabijać ludzi, za nie ich błędy. Przechadzałem się
powolnym krokiem po idealnie czystych korytarzach ratusza, na szczęście nie
spotkałem żywej duszy.
Wychodząc z budynku dałem znak Kordianowi, żeby zaczynał,
jednak w tej samej chwili zauważyłem jak młoda kobieta wbiega po schodach i zmierza
wprost do środka, na początku nie chciałem pokazywać zdenerwowania, jednak gdy
moi współpracownicy desperacko dawali mi znaki, żebym opuścił ratusz ja
pobiegłem wprost za dziewczyną, by zabrać ją z wysadzanego miejsca. Zegar bomby
bił, i to na tyle głośno, że słychać było tykanie. Sprintem przemierzałem
alejki wielkiej budowli, dopóki nie znalazłem zagrożonej kobiety.
-Za nic sobie nie odpuszczę jak coś jej się stanie…-pomyślałem
zdając sobie sprawę, że właśnie narażam życie kobiety, która z niewiadomych
powodów włóczyła się po korytarzach ratusza po pierwszej w nocy. Złapałem ją za
rękę i bez słowa wyjaśnienia ciągnąłem w stronę wyjścia. Zostało 10 sekund, ale
na szczęście oszołomiona nieznajoma nie stawiała oporu i z łatwością ciągnąłem
ją po coraz bardziej długich korytarzach. Usłyszałem wybuch, ale na szczęście
byliśmy na półpiętrze, wszyscy schowali się w wyznaczone miejsca i obserwowali
wywołaną przez nich katastrofę. Cały budynek stopniowo się walił, a przed nami
została ostatnia prosta, jednak gdy byliśmy już przy samym wyjściu kawałek
spadającego tynku uderzył mnie prosto w głowę. Mroczki całkowicie zasłoniły mi
obraz i zwolniłem chcąc chociaż minimalnie zapanować nad sytuacjach, jednak gdy
z uszu zaczęła płynąć mi krew, moje pole widzenia zmniejszyło się do minimum ibezwładnie
upadłem na ziemię.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz