czwartek, 10 listopada 2016

OD Jasmine Evans CD Nick Walter

Biegłam do ratusza. Musiałam się tam dostać, po prostu musiałam. Były tam bardzo ważne papiery, a kto wie, jutro budynku mogło nie być. Wolałam je szybko zdobyć, były dla mnie na wagę złota i nie wyobrażałam sobie, co by było gdybym ich nie zdobyła.
Były spore szanse na to, że moja matka jeszcze żyje, nie byłabym w tym wszystkim sama - głównie do tego potrzebowałam małego, ale jakże ważnego świstka papieru, który powiedziałby mi wszystko, co chcę wiedzieć. Jednak nie dane mi było nawet wejść do pokoju, w którym (zapewne) skłądowane były te dane - zostałam brutalnie pociągnięta przez tajemniczego mężczyznę. Byłam oszołomiona i zdezorientowana, skąd on się tu wziął i co ode mnie chce? Nie znam go, nie wiem kim jest i co robi.
Nawet nie próbowałam się wyrywać, uścisk na moim nadgarstku był zbyt silny, a na dodatek miałam nogi jak z waty.
Słyszałam pikanie, krew szumiącą głośno w mojej głowie. Zaczynało mi się kręcić w głowie od długiego biegu, nie byłam tak szybka jak on, jednak w końcu dotarliśmy do wyjścia. W tym momencie pikanie ustąpiło, a zastąpił je głośny huk, który słyszeli chyba nawet nieżywi. W powietrzu unosił się dziwny zapach, na moją twarz, ręce i ubranie osiadł biały pył, który niestety musiałam wdychać.
Części budynku - pojedyncze dachówki, tynk, ściany, kawałki pozostałych mebli, a także mikroskopijne urywki kartek opadały na ziemię. Jedne lądowały głośno, nagle, a inne unosiły się w powietrzu, aby potem bezwładnie opaść na zżółkłą trawę spowitą nocną czernią.
W jednym momencie uścisk na mojej ręce minimalnie zelżał, mężczyzna zwolnił i delikatnie się zgarbił. Nie wiedziałam o co chodzi, bo nie patrzyłam na niego, a za siebie, na walący się budynek. Kiedy jednak mężczyzna bezwładnie opadł na ziemię pokrytą pyłem, natychmiast kucnęłam obok niego. Krew leciała mu z uszu, nie wiedziałam o co chodzi, bo byłam zielona, jeśli chodzi o medycynę. Jedyne co, to domyśliłam się, że musiał czymś porządnie dostać w głowę. Szybko ogarnęłam wzrokiem wszystko dookoła, a w głowie zaczął mi się formować plan. Nie mogłam pozwolić sobie na zawahanie, czy chwilę zwątpienia, bo może mnie to kosztować życie nieznajomego, który ocalił moje. Przynajmniej, o ile przeżyje, będziemy kwita. Nie mówię, że umrze, ale.. Nie ważne. Szybko wstałam, wytarłam krew z czoła, która jakimś cudem się tam znajdowała i widząc niedaleko jakiegoś człowieka, podbiegłam do niego i próbowałam złożyć jakieś w miarę logiczne zdanie, coraz odwracając się, aby sprawdzić, czy mężczyzna nadal leży tam, niczym nie przygnieciony. Człowiek, do którego podbiegłam odwrócił się do mnie i spojrzał z góry - miałam raptem metr sześćdziesiąt. Obrzucił mnie zdziwionym spojrzeniem - nie znał mnie, wyglądałam jak siedem nieszczęść i w dodatku krew, która ciągle sączyła się z rany uporczywie zasłaniała mi pole widzenia.
- Nie pytaj, po prostu idź tam i zrób coś z nim, bo tam wykituje - krzyknęłam, aby mnie usłyszał, bo panował zamęt i w kółko ktoś coś krzyczał, coś spadało wybuchając i tak naprawdę nie było ani chwili wytchnienia. Mężczyzna, do którego mówiłam jedynie popatrzył się w kierunku, który wskazałam i zamarł na chwilę. Potem krzyknął coś do zdezorientowanej kobiety i razem pobiegli w jego kierunku. A ja stałam tak, jak mnie opuścili, nie do końca wiedząc, co mogę zrobić, jak pomóc, czy coś takiego. Postanowiłam usiąść i odpocząć ze względu na mocno bijące serce, które czułam całą sobą. Wybrałam jeden z większych kawałków ściany i usiadłam na nim, próbując zatamować ranę na czole. W między czasie przyglądałam się zabieganym ludziom.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X