- Kim ty w ogóle jesteś?! - krzyknęła kobieta, z frustracji
wyrzucając ręce w powietrze.
- Nie wiem, czy powinno cię to obchodzić - odezwałam się
pierwszy raz, obrzucając ją kąśliwym spojrzeniem. - twoje imię nie jest mi do
szczęścia potrzebne, a moje tobie. No cóż, ale jeśli już tak bardzo chcesz znać
moją godność - przewróciłam oczami. - to jej nie poznasz.
Widziałam, jak kobieta w środku gotuje się ze złości. Dało
mi to satysfakcję, nawet nie wiem dlaczego. ale lubię doprowadzać takich ludzi
do białej gorączki. Wtem odwróciłam się do mężczyzny, tak jakby kobiety tu w
ogóle nie było.
- Otóż... Jasmine Evans - skinęłam, nie kończąc pierwszego
zdania. - mi nic nie jest.
Po części nie kłamałam. Rana na czole sama z siebie
zaschnęła, jedyne co to czułam naciągniętą w tamtym miejscu skórę i
denerwującą, zaschniętą krew będącą na niemalże całej powierzchni mojej twarzy.
Oprócz tego czułam pieczenie w płucach przez pyły ze zburzonej wcześniej
budowli, przez co serce szybciej pompowało krew.
W tym momencie jedyne co chciałam to wziąć kąpiel albo
chociaż przemyć twarz, bo na pewno nie prezentowałam się najlepiej. Bluzka
została podarta, na kolanach jeansów pojawiły się dziury - i nie, nie było ich
na początku.
- Dlaczego to zrobiliście? - zapytałam, przypominając sobie
o ważnych papierach będących w budynku. Teraz ich tam nie ma, a moja przyszłość
jest przekreślona i ze znakiem zapytania.
- Jesteśmy Tytanami. Taka już nasza natura, buntujemy się i
organizujemy akcje. Pytanie, co ty tam robiłaś? - mruknął, prawie
niezauważalnie się uśmiechając.
- Myślę, że to nie twoja sprawa, przynajmniej narazie, kiedy
prawie w ogóle cię nie znam - stwierdziłam, nawijając kosmyk włosów na palec. -
w każdym razie, wiedz, że szukałam całkiem ważnych dokumentów. Ale teraz, przez
wasze zachcianki, nie wiadomo co ze mną będzie, bo Szanownemu Panu nagle
zechciało się wysadzić budynek. Tylko, że wy macie z tego zabawę, a ja? Cóż,
niekoniecznie, bo przekreśliliście tym wybuchem moją przyszłość - powiedziałam
niewzruszona. Miałam gdzieś fakt, że nie musieli tego robić przez
"widzimisię". Przekreślili mi prawdopodobnie szansę na normalne życie
i popsuli moją pracę, choć dotarcie tutaj zajęło mi masę czasu. A teraz, w
godzinę wszystko zostało zaprzepaszczone. Niedojrz że nie mam gdzie się
podziać, to jakby nie było, nie znam tu nikogo i będę musiała radzić sobie
sama, bo w sumie zawsze tak było.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz