niedziela, 4 grudnia 2016

Od kiary CD nick

-Ty myślisz, że ja nie mam medyków?! Śmieszne!- rzucił zarzucając na siebie znalezioną obok kanapy starą kurtkę - Żegnam! – dodał jeszcze i gdy już chciał wychodzić, nagle przez drzwi ktoś wpadł celując we mnie z karabinu.
- Nie ruszać się! - warknął jakiś młody gówniarz! Spojrzałam na karabin. Był zabezpieczony, wiec podeszłam do niego a lufa dotknęła mojej klatki piersiowej. Chłopak się zdziwił. Spojrzałam mu w oczy i się odezwałam:
- Gdybyś chciał mnie zabić, to odbezpieczył byś broń! A jest zabezpieczona! - powiedziałam do niego, po czym zwróciłam się do mężczyzny, któremu pomogłam:
- Masz świetnych ludzi! – dodałam kpiąco się śmiejąc. – Jeśli twoi ludzie są tak dobrzy jak Ty, to gratulacje! – dodałam jeszcze, podchodząc do chłopaka, szybkim ruchem wyjęłam mu z rąk karabin i spojrzałam na niego broń.
- To zbyt niebezpieczna zabawka dla kobiet! – warknął mężczyzna, któremu pomogłam i chciał podejść, żeby odebrać mi karabin.
W tej samej chwili, szybko odbezpieczyłam karabin i wycelowałam w niego. Zamarł.
- Nie dla mnie! – odrzekła z dużą pewnością siebie i z kpiną w głosie. – Bawiłam się lepszymi zabawkami, ta nie jest zła ale do najleprzych też nie należy! Często się zacina – dodałam po czym zabezpieczyłam karabin i rzuciłam go w chłopaka, a właściwie to młodego „szczeniaka”.
- Oby twoi medycy byli lepsi niż twoja głupota! A teraz wypad! – warknęłam. – Nie potrzebuję kolejnych klaunów! A Ty! – zwróciłam się do mężczyzny, któremu pomogłam – Obym Cię więcej na oczy nie widziała! – warknęłam lodowato, po czym wyrzuciłam ich za drzwi. Świetnie! I po co ja mu pomagałam?! Co każdy facet to kompletny idiota!
**
Nie było mi dane odpocząć jednak po tym zajściu, bo od razu dostałam wezwanie do szpitala! Spojrzałam na pager i odczytałam wiadomość „jesteś bardzo potrzebna! Przyjedź najszybciej jak się da!” NO ŁADNIE! – pomyślałam. Najpierw chamski dupek z bronią a tera to! Jak widać nie mogli sobie poradzić z kolejną falą rannych… Westchnęłam ciężko i szybko wyszłam. Wzięłam taksówkę i pojechałam do szpitala. Na miejscu gdy tylko weszłam, od razu zobaczyłam że jest bardzo źle. Na izbie przyjęć, wszędzie była krew… Wszędzie było czuć jej mdlący i metaliczny zapach. Szybko przebrałam się w fartuch lekarski i zaczęłam opatrywać rannych. Po jakiś trzydziestu minutach, zdążyłam popatrzeć pięć osób. Szybko zbyłam z siebie krew i biegłam do następnego pacjenta.
Okazało się że był nim mój dawny kolega z policji! Miał rozbitą głowę i duże rozcięcie na lewej nodze.
- Jake! Co Ci się stało na Boga! – powiedziałam rzucając ko na rany.
- Był kolejny strajk i jeden z gówniarzy rozciął mi nogę! Niech ja go dorwę! – warknął lecz zaraz tego pożałował, gdyż ból wtedy się nasilił.
- Dorwiesz go, kiedy opatrzę Ci nogę! – powiedziałam stanowczo i zaczęłam działać. Zatamowałam krwawienie i zszyłam ranę lecz stracił dużo krwi, wiec trzeba było jej troszkę przetoczyć… Gdy zdjęłam rękawiczki, nagle kogo zobaczyłam?! Tego dupka, któremu pomogłam! Był w garniturze i przyszedł do mojego kolegi, który był już opatrzony.
- Marcus?! Co Ty tu chłopie robisz?! – spytał zdziwiony Jake.
- Przyszedłem zobaczyć co z Tobą, bo słyszałem, że podobno nieźle oberwałeś! – powiedział.
Podeszłam do nich i facet imieniem Marcu, jeśli było to jego prawdziwe imię, zdziwił się na mój widok. Posłałam mu kpiący uśmiech i wstrzyknęłam Jakowi lek uśmierzający ból.
- Jeśli będziesz grzeczny, to za godzinę dostaniesz kolejna dawkę! – powiedziałam uśmiechając się do Jaka. Zaśmiał się na to szczerze.
- To typowe dla Ciebie! Zawsze byłaś wredna! – powiedział zadzierając w uśmiechu wąsa.
- Wy się znacie? – wtrącił się ten cały Marcus.
- A pewnie! To moja koleżanka z policji! Była dowódcą sił specjalnych ale niestety nas opuściła… A szkoda! – zwrócił się do mnie – Bo lubiłem jak zdzierasz Mikemu ten durny uśmiech z jego tępej twarzy, gdy miałaś rację! – dodał śmiejąc się. Zaśmiałam się razem z nim na te wspomnienia.
- Ta… Stare dobre czasu! – powiedziałam – A kim jest Twój kolega, który ma równie tępą twarz? - spytałam siego wskazując na Marcusa i posłałam mu złośliwy uśmiech.
- Znajomy! Dużo by gadać! - odparł - to jest Marcus - przedstawił go.
- Rozumiem! - powiedziałam tylko - A teraz wybacz Jake ale mam dużo pracy! – powiedziałam do niego, nawet nie patrząc na Marcusa, którego nie darzyłam sympatią lecz wyczułam, że najchętniej by mnie zasztyletował...
- Jasne! – odparł tylko i poszłam dalej. Tym razem poszłam do siedmioletniego chłopca. Miał chore serce przez co trzeba było na niego bardzo uważać! Razem z rodzicami często przychodził do kontroli.

- Jak tam Sam? – spytałam się chłopca – Wszystko w porządku?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X