Miałam dzisiaj dyżur w szpitalu. Przez te zamieszki ja i moi
ludzie mieliśmy pełno roboty! W dodatku jeden konował „ lekarz” się rozchorował
i musiałam biegać z jednego oddziału na drugi! Dobrze że miałam szóstkę z WF-u! Mięliśmy pełno rannych policjantów i przy okazji demonstrantów. Co
chwilę opatrywałam poważne rany. Tu ktoś z rozbitą głową, tu z raną
postrzałową, albo jeszcze ofiara wypadku samochodowego! Istne urwanie głowy!
Miałam dyżur nocny i dzienny więc 24 godziny na nogach bez możliwości snu. Gdy
w końcu wszystko się uspokoiło i poszłam na chwilę do swojego „pokoju”
wypoczynkowego. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! – odezwałam się.
Po chwili w drzwiach pojawił się mój kolega! Doktor Fridz
Jonson! Był synem ordynatora szpitala lecz nie za dobrze się ze sobą
dogadywali… Często mi udzielał pomocy i mogłam na niego liczyć.
- Cześć! Nie przeszkadzam Ci? – spytał wychylając tylko
głowę zza drzwi.
- Nie! Wchodź śmiało! – zachęciłam go – Dopiero co
przyszłam, ale pewnie zaraz znowu będę musiała iść – powiedziałam i głośno
westchnęłam.
Po chwili wszedł i włączył czajnik na kawę i usiadł na
fotelu, naprzeciwko mnie.
- Kiepsko ostatnio wyglądasz! – przyznał. Zawsze nie owijał
w bawełnę, tylko walił prosto z grubej rury!
- Kiepsko ostatnio sypiam – przyznałam – W dodatku te
dodatkowe dyżury za Dżejsona! Eh… Mam urwanie głowy! – powiedziałam i lekko
ziewnęłam.
- Może idź do domu i spróbuj odpocząć a ja wezmę za Ciebie
zmianę! Musisz odpocząć a ja nie mam nic ciekawego do roboty! – powiedział
nagle.
- Powiedz… - zaczęłam – Chcesz wziąć mój dyżur, bo chcesz
uniknąć znowu swojego ojca! Mam rację? – spytałam sarkastycznie i złośliwie się uśmiechnęłam.
Ten się lekko zaśmiał, spuścił na chwilę głowę i powiedział
uśmiechając się do mnie:
- Ty to zawsze potrafisz mnie rozgryźć Liso Mongomery! –
odparł również sarkastycznie.
- Przede mną nic nie ukryjesz! Pamiętasz? Byłam policjantką!
– powiedziałam dumnie.
- Ta… I dlatego nic Ci nie umknie! – powiedział wciąż
rozbawiony, lecz w końcu spoważniał – To co?! Zgodzisz się? – spytał z
nadzieją.
- Może tak… A może nie… Hm… Sama nie wiem – drażniłam go
lekko.
- Wredota z Ciebie! Powiedz wreszcie! – powiedział z lekka
poirytowany lecz uśmiech nie zniknął z jego twarzy.
- Zgoda! Marzę o odpoczynku! – powiedziałam do niego – Dzięki!
- To ja dziękuję! – powiedział zaparzył sobie kawę i
wyszedł. Ja natomiast ubrałam się i wyszłam ze szpitala. Była późna noc! Gdzieś
po północy. Szłam chodnikiem i słyszałam tylko swoje głośne kroki uderzające o
chodnik. Nie chciałam brać taksówki, bo chciałam trochę pooddychać „świeżym”
powietrzem, jeśli można to tak nazwać… Wtedy nagle usłyszałam pisk opon i
strzelaninę, niedaleko mojego domu!
- No nie! Nie może być chociaż raz spokojnie?! –
powiedziałam na głos i pobiegłam szybciej w stronę mojego domu. Wychyliłam się
lekko zza rogu i zobaczyłam jak policja strzela do jakiś ludzi. Ci też
odpowiadali ogniem! To pewnie była jedna z tych grup, co się buntuje… Cóż! Mi
też się nie podobało jak nas traktują i w ogóle, więc ich rozumiałam. Cieszyłam
się ze nie jestem już policjantka z jednej strony, bo bym musiała się słuchać
tych wszystkich idiotów! Odeszłam w samą porę!
Wtedy nastąpiła fala wybuchów. Auta wylatywały w powietrze i
wszystko stanęło w płomieniach! Słychać było krzyki ludzi i alarmy aut. Wtedy
nagle kogoś zauważyłam leżącego niedaleko mnie. Był nieprzytomny i był ubrany
na wojskowo. Od razu włączył się mój instynkt lekarza i podbiegłam do niego
szybko!
Leżał za autem, więc może chciał się tam schronić! Od razu
sprawdziłam mu puls. Serce biło lecz słabo! Był nieprzytomny, zaczęłam szukać
jakiś ran i po chwili jedna zauważyłam! Była to rana postrzałowa w klatkę
piersiową! Musiał być szybko zoperowany! Jednak wiedziałam, że z drugiej strony
to może mu zagrozić, bo go złapią! Bądź co bądź, ale Ci wyżej postawieni
najchętniej by zabili buntowników! Rozejrzałam się. Walki nadal trwały i nikt
Nie zauważył rannego… Co robić?! Co robić?! W końcu zdecydowałam, że zabiorę go
jakoś do siebie do domu, który stał kilka przecznic dalej!
Dobrze, że miałam zahartowane ciało, bo lekki to on nie był!
Treningi policyjne zrobiły swoje! A jeszcze treningi sztuk walki… Dodały mi
sporo więcej siły. Przerzuciłam go na swój bark, wzięłam jego karabin pól
automatyczny i szybko zaczełam iść w stronę mojego domu.
Dotarłam na miejsce po ośmiu minutach! Od razu go położyłam
na łóżku w salonie, zdjęłam z niego kamizelkę i ubrania z klatki piersiowej i
zaczęłam działać! Dobrze, że zabieram zawsze ze sobą cały sprzęt i niektóre
leki do domu! Złodzieje są wszędzie i zawsze trzeba się zabezpieczać! Wbiłam
szybko igłę w lewą rękę mężczyzny i założyłam wenflon. Zaczęłam opatrywać ranę.
Wyciągnęłam kulę i zatrzymałam krwawienie, po czy zamknęłam ranę i
zabandażowałam ją. Podałam antybiotyki i czekałam aż się wybudzi. Miałam tylko nadzieję,
ze nie uratowałam jakiegoś psychola, który będzie chciał mnie zabić!
Poszłam się umyć, bo byłam cała w jego krwi! Szybko z siebie
zbyłam jego krew i wróciłam do salonu. Sprawdziłam ponownie puls. Lekko się
wzmocnił! Kroplówka wzmacniająca była podłączona a ja cały czas monitorowałam
jego stan.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz